sobota, 28 grudnia 2019

Pamiętać o dziecku, które może nie pamiętać


Od dłuższego czasu chciałam napisać o niezwykłych osobach w Julki i naszym życiu. Zdałam sobie sprawę, że lista takich dobrych duszyczek jest bardzo długa i ciągle zastanawiałam się, od czego zacząć... Sytuacja ta miała miejsce już parę miesięcy temu, kiedy to dotarły dla Julki imieninowe balony od cioci, która sama mieszka w Gdyni. W zasadzie ktoś by pomyślał, w czym rzecz przecież to tylko balony, ale nie dla nas...16 kwietnia wypadają Julci imieniny (nie obchodzimy jakoś specjalnie tego dnia) w tym roku był to dosyć ciężki czas, bo Jula miała kilka napadów i była bardzo słaba... Ciocia Aga, która była tylko jeden niecały dzień w Łodzi i to na specjalistycznych badaniach znalazła czas, żeby wpaść, poprzytulać Julkę i złożyć jej życzenia. Obiecała jej wtedy balony, bo się już nie wyrobiła, żeby je kupić. Potraktowałam to z przymrużeniem oka, ale jakie było moje zdziwienie, kiedy pewnego dnia otworzyłam drzwi, a tam kurier z kilkoma balonami, sytuacja była dość komiczna, ale radość Julki nie z tej ziemi. Juleczka kocha balony w każdej ilości. Uwierzcie mi, to są naprawdę niezwykłe chwile (poniżej zdjęcie jako dowód ;)).
Mamy też przyjaciół w Londynie, zawsze mówię o nich Londyńczycy (to grupa świetnych, kochanych ludzi), ale chyba nigdy nie napisałam, że wszystkie akcje dla Julki organizowane były z inicjatywy wujka Darka, który nawet na swoje urodziny zorganizował zbiórkę dla naszej dzielnej wojowniczki. Tutaj przełamię kilka stereotypów, które siedzą w głowach ludzi otóż to nie prawda, że Polacy w UK sobie nie pomagają, jesteśmy najlepszym przykładem tego, że dostaliśmy ogromne wsparcie od Polaków w Anglii. Dodatkowo zagorzali kibice ŁKS-u pomogli Widzewiakom, czyli nam. Dla niewtajemniczonych w Łodzi mamy dwie drużyny piłki nożnej ŁKS i Widzew my z racji zamieszkania jesteśmy bardziej przydzieleni do Widzewa, ale ludzi, których poznaliśmy w Londynie to prawdziwi kibice ŁKS-u na czele z wujkiem Darkiem. To dzięki takim osobom dowiedzieliśmy się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w najtrudniejszych momentach w życiu.
Jest jeszcze ciocia Mikołajowa, która nie tylko kota do felinoterapii podarowała Julci, ale wciąż jest obok nas. Mamy też kochane osoby wśród rodziny i dodatkowo ludzi, którzy rozpowszechniają ulotki i przekazują 1% dla naszej księżniczki.  Pewna właścicielka sklepu, która nie tylko przekazuje 1%, ma w swoim sklepie witrynę obklejoną ulotkami to dodatkowo namawia klientów i mówi o Julci i wiem to nie od niej, ale od ludzi wokół. 

Parę miesięcy temu poznałam wyjątkową dziewczynę która, choć sama nie ma łatwo, to angażuje się w rozpowszechnianie informacji o naszej dziewczynce. Julka ma też wyjątkową ciocię Olę, która dzielnie zastępowała mnie w rehabilitacji Julci na basenie, kiedy ja już w dość zaawansowanej ciąży nie dawałam rady wchodzić z Julą do wody. 
Oprócz dorosłych, którzy są w stanie zrozumieć naszą sytuację lub z dobrego serca pomagać znamy też dzieciaki, które są zaangażowane w pomoc Julci i tak na przykład Iga i Lelcia, kiedy tylko wpadają oprócz tego, że przytulają Julkę (wiedzą, że ona to uwielbia) to biorą jej obrazki z komunikacji alternatywnej i starają się z nią rozmawiać, uczą ją, pytają, tak, pomimo że Julia nie mówi, dziewczynki z nią rozmawiają. Nie zrażają się, kiedy Jula ich nie rozumie, tłumaczą jej bądź w inny sposób formułują pytanie. Jest też Wiktor ciut młodszy od Julki, który angażuje się w zbieranie plastikowych nakrętek, by wspomóc Julcię, te gesty od dzieci wzruszają i cieszą mnie najbardziej, trzeba jednak pamiętać, ze za dziećmi stoją ich rodzice i to dzięki nim dzieciaki są takie wrażliwe, chętne do pomocy i przekochane w tym, co robią i jak się angażują.
 Takich osób jest więcej, przemiłych sytuacji i zdarzeń w naszym życiu dość sporo, zdarzały, zdarzają i pewnie będą się zdarzać też smutne momenty, ale nie chcę o nich ani pisać, ani też myśleć wolę o tych pozytywnych osobach i wydarzeniach... Bardzo Wam wszystkim DZIĘKUJĘ. Jestem wzruszona, ponieważ wszystkie gesty, prezenty, każdą pomoc bardzo doceniamy i my pamiętamy, ale tego, co zostaje w Julki główce, nie jestem już taka pewna i dlatego jestem zawsze ogromnie wzruszona, ponieważ Pamiętacie o Julce, podczas gdy ona może nigdy nie pamiętać. To właśnie dlatego takie czyny są wyjątkowe, bo dajecie, a nie oczekujecie nic w zamian.
























Rodzice wyrazili zgodę na udostępnienie wizerunku dzieciaków.
Wszystkie zdjęcia są własnością juliakrak.blogspot.com

czwartek, 16 maja 2019

Nie i jeszcze raz Nie!


Mój sprzeciw po dzisiejszym dniu jest skierowany do rehabilitantów i terapeutów Julki, otóż mówię, stanowcze Nie jak ktoś na nią krzyczy. Nie chodzi o to, że ja jestem z tych bez wad, co nigdy nie podnoszą głosu, ale nie zdarzyło mi się krzyczeć na czyjeś dziecko. Julia się nie obroni, nie odpowie, nawet mi nie naskarży, dlatego mówię stanowcze Nie! Sytuacja z dziś wyprowadziła mnie z równowagi na maksa. Rehabilitacja na NFZ. Pani, która w zastępstwie naszej p. Ani miała pracować z Julą przez 45 minut. Początek był bez zastrzeżeń, pani przeprowadziła króciutki wywiad w kwestii pracy z Julą, po chwilowej rozmowie powiedziałam, że jeśli woli to wyjdę, bo Jula czasem przy mnie się rozprasza i... To był mój błąd. Siedząc na pierwszym krześle za drzwiami, słyszałam jak, pani krzyczy na Julię, nie doczekałam końca zajęć i weszłam. Julia zerwała się z piłki i przyszła do mnie więc zaczęłam ją ubierać i oznajmiłam, że my już pójdziemy, dodałam tylko, że Jula nie ma wady słuchu, a wadę neurologiczną, ale pani rehabilitantka chyba nie załapała, że tak krzyczała, iż wszyscy na korytarzu ja słyszeli. Na swoje usprawiedliwienie powiedziała, że może podniosła głos, bo Jula nie umiała, dociskać mocniej stopy do materaca, a ona jej pokazywała. Zapytałam panią, ile jeszcze czasu potrzebowała, żeby ogarnąć to, że Julia jej nie rozumie, nie wie co, to znaczy, dociśnij stopę i nie wie co, to znaczy mocniej, wie gdzie, jest stopa, tyle i aż tyle! Usłyszałam jeszcze, z szyderczym uśmiechem, że Julia też do najlżejszych nie należy, skwitowałam to tylko, a co ma piernik do wiatraka skoro i pani najchudsza nie jest. Na koniec wspomniałam, żeby zapytała o radę jak pracować z takimi dziećmi panią Anie, która nie dość, że o połowę chudsza to i niższa i świetnie z Julią daje sobie radę... Takim zachowaniem ta "rehabilitantka" potęguje to, że Jula bardzo się boi nowych osób, że nawet jeśli coś potrafi, to nie zasygnalizuje, bo krzyk ją paraliżuje. Jeśli ktoś wydziera się na nią tylko za to, że czegoś nie umie to, jak Julia ma podejmować wyzwania, przecież nie wie, jaka będzie reakcja osób.
W kwestii wyjaśnienia, Tak! Jestem za tym by rehabilitanci, terapeuci, a także pomoce dzieci i osób niepełnosprawnych zarabiali więcej, rozumiem ich protest, ale nie może być tak, że ktoś dostaje podwyżkę za prace...hmmm...ze szczególnym okrucieństwem. Nie ma mojej zgody na wywrzaskiwanie się na dziecko, szarpanie itp. Może podwyżki powinny iść za jakością wykonywanych usług, a nie wszystkim po równo. Wtedy okazałoby się kto się, nie nadaje do tego zawodu, a kto powinien zarabiać krocie. Trzeba nie mieć serca, by wydzierać się na dziecko, które tylko nie rozumie słów. Jula nie była agresywna, ale i na to są sposoby. Na koniec dodam tylko, że ledwo doszłyśmy do auta i Julia dostała napad.
Oby jak najmniej takich ludzi w pracy z dziećmi zwłaszcza niepełnosprawnymi.
Pani M. stanowczo nie polecam!

wtorek, 2 kwietnia 2019

E jak epilepsja, P jak padaczka

Zwał jak zwał, bo to jedno ustrojstwo... Obiecałam sobie, że nie poświęcę jej miejsca na tym blogu przynajmniej nie w tym roku, ale się nie da. Zdominowała nasze życie, każdy dzień, tak dzień nasz i Julki. W nocy nie jest lepiej, kładziemy się spać i zrywamy na przemian na każdy inny oddech Julki. Rano jesteśmy jak zombi - ja to do przeżycia, bo przecież siedzę w domu, ale tata Julki, który musi iść do pracy, jest bardzo zmęczony. Koncentrator tlenu jest w użyciu w zasadzie każdej nocy, ostatnio sąsiad mnie zapytał co to za dźwięk piszczenie i pompa, które słychać kilka razy w nocy lub nad ranem i czy to u nas... No u nas tlen, ratujemy ją! Mamy też wlewkę, jak na zdjęciu tzw. relsed, podaje się doodbytniczo podczas napadu i o tym, że to sztuka podania wiedzą Ci, co to przerobili. Można oczywiście zamówić z Niemiec wlewkę doustną, bo w Polsce cudowna instytucja, jaką jest Ministerstwo Zdrowia, a raczej geniusze tam zasiadający nie wpadli na to, że może być potrzebna. Zamawiamy czasem, jej koszt to 100 zł tak około, raczej cena rośnie, niż maleje. Zamówić trzeba całe opakowanie, a jest ich 5 sztuk, warto wspomnieć, że jedna sztuka na jeden napad, ale przecież media trąbią o tym, jak można się wzbogacić, mając niepełnosprawne dziecko więc 500 zł na leki, to nic. 

piątek, 11 stycznia 2019

10 lat!

10 lat! Kiedy to minęło? Czas biegnie tak szybko, ale tak, dziś mija dokładnie 10 lat, od kiedy Julia pojawiła się na świecie. Dzień, który sprawił, że nasz świat stał się lepszy. Pamiętam jeden z komentarzy, który był wpisany pod Julki zdjęciem... Ewcia stworzyliście cudo! Chyba są, to najlepsze słowa, jakimi można Julcie opisać. Ma piękne, wielkie, niebieskie oczy, którymi czaruje nie tylko nas, ale wszystkich wokół i uśmiech czasem anielski a czasem w stylu...Hi hi znów Ci wylałam wodę na książkę i co mi zrobisz? Takkk, Julia potrafi nas rozbawić do łez, ale też wzruszyć. Jest w niej tyle radości, dobroci i miłości do innych, że sama tego nie pojmuję. Julka nauczyła mnie cierpliwości, radości z drobnostek i tego, że uśmiechem można więcej zdziałać :). Walka, jaką toczy, jest bardzo nierówna, a mimo to na swój sposób pokonuje przeciwności i ograniczenia. Jestem z niej bardzo dumna.
Jest dla nas wszystkim!

Juleczko jesteś naszą małą-wielką, najpiękniejszą na świecie bohaterką!
Córeczko, życzymy Ci zdrowia i życia bez bólu, epilepsji i żebyś wokół miała samych dobrych ludzi, jak teraz.
Kochamy Cię rodzice.